O miłości internetowej. Wybrane wątki wyobrażeń miłosnych,
erotycznych i seksualnych współczesnych Polaków na przykładzie
romansu Janusza L. Wiśniewskiego "Samotność w
sieci" i wstępnego rozpoznania działalności
polskich portali randkowych
tekst
chroniony prawem autorskim
Miłość
jest w pełnym tego słowa znaczeniu jednym z najbardziej
ludzkich – człowieczych i uczłowieczających – doświadczeń.
Z jednej strony mówimy o uniwersalnych archetypach miłości:
miłości: między matką a dzieckiem (miłość macierzyńska),
o miłości między bogiem a człowiekiem (“Tak Bóg umiłował
świat, że...”), o miłości między kobietą
(pierwiastkiem żeńskim) a mężczyzną (pierwiastkiem męskim)
jako podstawą mitu kosmogonicznego... Ta miłość z mitu
odkrywa przed nami sens życia człowieka i jest jednocześnie
postrzegana jako doświadczenie uniwersalne (wspólne
wszystkim ludziom). Z drugiej strony wiemy, że miłość
– jak wszystko, co dotyczy człowieka, istotę posiadającą
kulturę – jest zjawiskiem historycznym: stanowi aspekt
wzorów kultury i ich odmienności – historycznej
(czasowej) i przestrzennej; wiemy zatem, że zmienne są
kody miłości: zmieniają się wizje urody, co widzimy na
obrazach największych galerii i muzeów Europy, zmieniają
się wizje swobody seksualnej, co możemy zaobserwować choćby
w ofercie kiosków, zmienia się nawet wizja miłości
idealnej, choćby wtedy, gdy dokonuje się znaczący przełom
obyczajowy – jak w XX-wiecznej Europie, w której w latach
60. następuje rewolucja seksualna o konsekwencjach trwających
do dziś. Po tamtej stronie granicy zostały spalone resztki
mieszczańskiej miłości – po tej wolna miłość i
swoboda seksualna.
W
tym wypadku istota rzeczy sprowadza się do stwierdzenia, że
wyobrażenia-wizje miłości po obu stronach tej umownej
granicy pozostają bardzo odmienne: głęboka zmiana
kulturowa oznacza też przekształcenia podstawowych wyobrażeń
danego społeczeństwa (a może odwrotnie: to zmiany wyobrażeń
zmieniają codzienne zachowania ludzi).
Mnie
interesuje drugi aspekt: miłość historyczna we współczesnej
Polsce, zwłaszcza zaś to, co można powiedzieć o nowej
formie miłości przez Internet: w Internecie, z Internetu,
a także – w pewnym sensie – do Internetu, ta miłość
objawia się bowiem w formułach dziękczynnych (“Dzięki
ci, Internecie! Za Mariole i Marka.”itd, itp.).
Dlatego
pomijam – jako nieużyteczne – typowe dla europejskiego
dziedzictwa wyobrażenie chrześcijańskie, przeciwstawiające
Erosa i Agape, gdzie Eros to uosobienie pożądliwości
seksualnej, a Agape to bezinteresowna miłość Boga i człowieka.
Dlaczego? Choćby dlatego, że w Internecie ten podział będzie
się bardzo wyraźnie zacierał (przy czym chodzi raczej o
“uduchowienie” seksu niż odwrotnie), choć w
deklaracjach podział ten jest nadal zauważalny.
Jaki
jest zatem mój punkt wyjścia? Internet jawi mi się dziś
jako swoiste laboratorium współczesnej kultury, w którym
możemy obserwować procesy kulturowe naszych czasów,
dotyczące m.in. miłosnych marzeń Polaków.
Ale
też: w tym nowym – nowoczesnym medium (tak się jakoś
historycznie złożyło) – możemy obserwować powstawanie
nowej Polski – nowych wyobrażeń zbiorowych, pragnień
indywidualnych, myśli i idei, nowej tożsamości (nowej –
w każdym z tych przekrojów – nie znaczy koniecznie
innej, nowe może być i często jest bardzo tradycyjne –
jak w wypadku tożsamości narodowej, która zaczyna dryfować
w stronę najbardziej tradycyjnych XIX-wiecznych mitów
nacjonalistycznych). Słowem: obok nowości (partii,
telewizji, radyj, książek, ruchów społecznych, biznesów)
pojawiają się nowe formy i kierunki pragnień, marzeń, tęsknot
i chuci.
Nowa wizja miłości. Miłość III i IV (ponoć) RP.
O
tym, jaka jest ta nowa miłość pisze – w szerszym,
globalnym kontekście – Zygmunt Bauman w “Razem,
osobno”. Z potrzeby skrótu potraktuję jego tezy jako
podstawę modelu, który “przyłożę” do polskiej miłości
współczesnej. Punktem odniesienia będą: bestsellerowa
powieść Janusza L. Wiśniewskiego “Samotność w
sieci” i popularne niezmiernie i niezmiennie nowoczesne
przedsiębiorstwa miłości – polskie portale randkowe.
Obydwa łączy zatem pewna ważna cecha, popularność,
dlatego mimo wielu różnic można je – jak sądzę – z
poznawczym pożytkiem zestawiać.
Tezy
Baumana o miłości nie są nowatorskie, ale precyzyjnie
przedstawione, dobrze udokumentowane współczesnym materiałem,
a wreszcie adekwatnie do moich potrzeb precyzyjnie
przedstawione: dzisiejszy człowiek – pisze autor
“Razem, osobno” – na skutek potężnej presji rozwijającego
się rynku, coraz bardziej wzmacniającego konsumenckie
zachowania współczesnych – odrzuca mieszczańską
stabilizację miłosną na rzecz szeregu powtarzanych
zakochań, dających poczucie wolności, swobody i prawa do
ciągłego eksperymentowania, co sprawia, że cechą związków
międzyludzkich staje się ogólnie: luźność, nietrwałość,
podatność na zmianę i niechęć do głębszego zaangażowania
się. Podobnie jak szybko starzejące się komputery,
oprogramowanie do nich czy telewizory i telefony komórkowe,
dzisiejszy kochanek i dzisiejsza kochanka zmieniają obiekty
swej miłosno-erotycznej konsumpcji coraz szybciej. Jak
przytomnie zauważa Bauman: “Sztuka zrywania związku i
wychodzenia z niego bez większego szwanku i późniejszych
obrażeń, które goją się długo i wymagają
zapobiegliwego zwalczania przykrych <<skutków
ubocznych>> ([...] np. odsunięcie się przyjaciół
[...]), bije na głowę sztukę budowania związków – samą
częstotliwością, z jaką jest omawiana.” (str. 41)
Dlatego właśnie – biorący ze świata konsumpcji
podstawowe wzory swych zachowań – współczesny homo
sapiens – jako homo sexualis – jest istotą
osieroconą (Bauman bardzo wyraźnie oddziela pojęcie seksu
i miłości): związek staje się dziś niewolą, małżeństwo
ryzykiem nie do oszacowania, które na ogół kończy się
katastrofą-rozwodem, posiadanie dzieci inwestycją
(wychowanie i wykształcenie dziecka to często koszt równy
budowie willi), która jest zbyt ciężkim zobowiązaniem na
zbyt długi czas, a seks – który miał dawać szczęście
– wyzwolony z mieszczańskich okowów – staje się coraz
częściej udręką i bogatą sferą uraz i kompleksów
(Bauman wskazuje, że skoro wbrew przewidywaniom
niegdysiejszych reformatorów społecznych zamiast zmniejszać
się, ilość pracy do wykonania przez seksuologów i
psychologów wzrasta w tempie niezwykłym. Spostrzeżenie to
uważam za cenne, pointa Baumana jednak mnie nie przekonuje.
Cierpienie, o którym pisze, bywa – jak wypadku społecznego
odkrycia pedofilii – koniecznym chyba początkowym etapem
wyzwalania się ze społecznego milczenia, przezwyciężania
tabu).
Ponura to wizja, bo i Zygmunt Bauman w bardzo czarnych
barwach widzi przyszłość europejskiej miłości – w
kontekście dominujących procesów o globalnym przecież
zasięgu...
Co
to ma wspólnego z “Samotnością w sieci” i portalami
randkowymi (w których rozgrywają się bardziej współczesne
wersje historii z popularnej powieści)? Bardzo wiele,
oczywiście.
Umberto
Eco, autor inspirującej – przynajmniej mnie – książki
o powieści popularnej “Superman w literaturze masowej”
sformułował opozycję, pozwalającą rozróżnić 2
podstawowe typy powieści: powieść ideologii
pocieszenia-powieść problemu, dzięki której – jak sądzę
- można wskazać głębszy sens powieści Janusza L. Wiśniewskiego,
będącej – by użyć określenia Eco – przykładem
powieści oferującej czytelnikowi ideologię pocieszenia,
doskonale skrojoną według najbardziej współczesnych jego
potrzeb. Oczywiście trzeba powiedzieć – jak to zrobili w
stosunku do pierwszej powieści niosącej tak wyraźnie
ideologię pocieszenia mieszczańskiemu społeczeństwu,
“Tajemnic Paryża” Eugeniusza Sue, Marks i Engels -
“Samotność w sieci” to powieść reakcyjna, która w
swoim schemacie fabularnym, budowie postaci, wizji świata
przedstawionego kreuje świat szczęśliwej miłości w
Internecie, fałszując zarówno obraz współczesnego
Internetu, jak i współczesnej miłości, podsuwając
czytelnikowi fałszywe przyczyny klęski bohaterów, ale też
złudne pociechy, nie sięgające do źródła problemów.
Kiedy
kilka lat temu – na poprzedniej studenckiej polonistycznej
konferencji poświęconej mediom, w której miałem szczęście
brać udział, powoływałem się na opinię Derricka de
Kerckhove'a z “Powłoki kultury”, który pisał, że rolą
artysty jest zmniejszanie dystansu między psychiką a
techniką, nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele dwuznaczności
może być w tym zdaniu... Wiśniewski z pewnością przybliżył
Polakom Internet, roztaczając przed nimi wielki obraz marzeń
idealnej miłości, która jest tuż, za progiem monitora
komputerowego, w świecie idealnej konsumpcji erotycznej...
To
właśnie wspomnianemu Marksowi zawdzięczamy pojęcie fałszywej
świadomości, które w tym kontekście ciśnie się na
usta. Teza zatem moja byłaby taka: “Samotność w
sieci” to właśnie taki doskonały przykład fałszywej
świadomości pisarza i zapatrzonych w niego odbiorców. Wiśniewski
wpływa na dzisiejszą rzeczywistość sieci i na dzisiejsze
wyobrażenia, co można pokazać nawet w pobieżnej analizie
powieści i portali. Zależności i wpływy są oczywiście
dwustronne.
Nie miejsce tu i czas na dokładne analizy, ale przytoczę
tu kilka przykładów z tej arcyciekawej, zwłaszcza w
kontekście wyobrażeń Polaków na własny temat, do rozkładania
na czynniki pierwsze książki.
Przykład 1.
Główny
bohater, Jakub, przedstawiony zostaje na początku powieści
w liście Jennifer, ekscytującej intelektualistki o
niepohamowanym apetycie seksualnym (i dużych piersiach, te
są obsesją pisarza), którą jedynie Jakub był w
stanie zaspokoić. Pierwsza noc z Angielką, w trakcie której
siedmiokrotnie – symbolika liczb – ejakuluje, sprawi, że
– niczym bóg czy heros – pozostawi po rozstaniu pustkę
nie do zapełnienia. Jennifer nie będzie w stanie związać
się z innym mężczyzną, zresztą po Jakubie, co
najzabawniejsze, sugestia jest taka, że dzieje się tak,
dlatego, że jest Polakiem (ma tę szczególną polską wrażliwość
i umiejętność postępowania z kobietami), wszyscy mężczyźni
okażą się impotentami... Nic zatem dziwnego, że kiedy
jej biologiczny zegar wybije za 5 dwunastą, zechce ona
poszukać w banku spermy dawcy o polskobrzmiącym nazwisku.
W końcu magia nazwiska Kowalski musi zapewnić idealnego
potomka... Zresztą – ten kompleks polski –
objawia się wszędzie, bo wszędzie, gdzie pojawi się
bohater kobiety padają trupem przed jego polskim urokiem, a
przynajmniej marzą o szansie na ten idealny polski raz.
Przykład 2.
Oczywiście
mimo że – jak Jennifer – wszystkie bohaterki, które wiążą
się z Jakubem, czego autor nie zauważył, bo nie komentuje
tego ani słowem, umierają lub kończą marnie. Jennifer wiąże
się z impotentem, Natalia (miłość życia) ginie pod
koparką. Internetowa miłość – zachodzi w ciąże, co
oznacza, że - zgodnie z logiką kultury masowej – musi
(jako Matka Polka) się poświęcić, odrzucając szansę na
miłość życia (nie może mieć przecież dziecka pozamałżeńskiego!).
Przykład 3.
Ciekawe,
że wielka i nowa – w sugestii ostatnia dojrzała – miłość
Jakubka, kobieta jego życia, nie ma w powieści imienia!
Druga osoba – mimo powtarzanych tu deklaracji – jest u
Wiśniewskiego tylko przedmiotem do osiągania przyjemności.
“Ona” jest jak każda internetowa kochanka – mało
cielesna, bez realnych kształtów, a więc bez wyraźnej
historii, w końcu Nick (internetowy pseudonim) musi nam w
sieciowym świecie rozkoszy wystarczyć. Ta bezcielesność
2 osoby to równocześnie radość, jak i przekleństwo w
internecie.
Przykład 4.
Kompleksowi
polskiemu, zachodniego stereotypu polskiego prowincjusza,
pogardzanego robola, który stanowi jakiś szczególny powód
irytacji autora i któremu wyraźnie się przeciwstawia,
stwarzając wizerunek pseudonowoczesnego Polaka-obieżyświata,
dopisuje Wiśniewski nowy rozdział – oparty na wizji
niepewnego (bo przesadnie pewnego) swoich decyzji
konsumenta-nuworysza, który po raz pierwszy może pokazać,
jak świetnie i szybko nauczył się konsumować ze smakiem
(tych scen jest w książce mnóstwo, przez co lektura
przypomina nieco czytanie pisma “Logo”). Moja ulubiona
opowiada o tym, jak bohater z tą radosną pewnością
noworysza woła zadowolony z siebie do barmana w barze
hotelu Mercury: “Najdroższe cygara i wino, poproszę!”.
Przykład 5.
Scenę
kulminacyjną, która najlepiej ujmuje to, o czym na okrągło
właściwe mówię, czyli o obalaniu bariery między miłością-erotyką
a konsumowaniem-erotyką, co stanowi właśnie typową
przypadłość nieświadomości dzisiejszego człowieka-konsumenta,
jest urokliwa scena pierwszego spotkania kochanków.
Oczywiście odbywa się ona w Paryżu, po
katastrofie samolotu (trzeba dla większego efektu uśmiercić
kilka setek pasażerów, żeby udowodnić, z jak wielką miłością
mamy do czynienia), bohaterowie stają obok siebie... Domyślamy
się, że niedługo pogrążą się w miłosnym uścisku w
hotelowym pokoju, na co czekali w nadziei i niecierpliwie od
kilku miesięcy. Oto fragment (proszę zwrócić uwagę na
jego charakterystyczną konstrukcję):
“Powoli zaczynali się cieszyć swoją obecnością.
Postanowili wreszcie opuścić lotnisko. Ona poszła do
toalety poprawić makijaż, w tym czasie on odszukał
przedstawicielstwo Avisa i odebrał zarezerwowany samochód.
Po krótkich formalnościach stali przed lśniącym
saabem 9000 convertible ze skórzanymi siedzeniami w kolorze
szampana.” (str. 276)
To chyba najbardziej ekscytująca scena
tej książki. Znajdziemy tu wszystko – erotykę, luksus,
uspokajający podział ról społecznych. Wystarczy tych
uszczypliwości. To z powodu powyższego, a nie
dlatego, że to romans z Internetu, książka Wiśniewskiego
stała się najpopularniejszą powieścią III i IV (chyba)
RP. Do momentu wejścia do kin ekranizacji powieści, pod
tym samym tytułem, “Samotność w sieci” sprzedała się
– oficjalnie – w 320 tysiącach egzemplarzy. Dodając do
tego osoby, które ją przeczytały, pożyczoną od
znajomych, wypożyczoną z biblioteki, dodając do tego
osoby, które obejrzały film, można śmiało założyć,
że blisko milion Polaków wie, o co chodzi z tą “Samotnością
w sieci”... Żadna współczesna powieść polskiego
autora nie może się równać z tym dziełem pod względem
sukcesu komercyjnego i – być może – wpływu na
czytelników.
Dlatego też wskazanie jego roli kreowaniu świadomości
i wizji Internetu w Polsce wydaje się bezsprzeczne. Zresztą
te dwie rzeczywistości – odbioru książki i zasad
korzystania z sieci wydają się zarazem uzupełniać, jak i
potwierdzać się wzajemnie. Taki właśnie jest Internet
– mówi mit z “Samotności w sieci”, tego właśnie
szukamy, zdają się mówić działania użytkowników
serwisów randkowych... Bez tego mitu – czystej i wzruszającej
miłości romantycznej z “Samotności w sieci” - żaden
z tych 2 sukcesów nie byłby chyba aż tak spektakularny...
Chodzi mi tu raczej o wskazanie na związku między wyobrażeniami,
leżącymi u podstaw książki i portali, o podobieństwo niż
o całościowy obraz miłości w sieci. Ten jest oczywiście
bogatszy. Oto kilka przykładów zasięgu tego zjawiska, a
jednocześnie kilka przykładów znaczących jego cech, które
traktuje zresztą raczej jako propozycje kierunku badań niż
wystarczający powód do ostatecznych uogólnień:
Po
pierwsza proszę zwrócić uwagę na niewinne te nazwy
najbardziej znanych i popularnych polskich portali
randkowych: sympatia.onet.pl,
randki.wp.pl, znajomi.interia.pl.
Zarówno w “Samotności w sieci”, jak i w portalach,
wielkie polowanie na okazję – do seksu, podrywu, czasem
przyjaźni i małżeństwa – zaczyna się od niewinnych i
staroświeckich nieco nazw – sympatia, randka, znajomi.
Po
drugie – winny jestem państwu przynajmniej podstawowe
informacje o powszechności omawianego zjawiska: W 3 największych
polskich serwisach randkowych są 4200 tysięcy profili, w
tym w przybliżeniu co dziesiąte ze zdjęciami. W portalu
znajomi interia.pl, wyszukiwaka pokazuje 245 tys profili mężczyźn,
a 160 tysięcy kobiet. Przewaga mężczyzn jest
charakterystyczna dla wszystkich portali. W portalu
randki.pl najwięcej jest profili ze zdjęciami kobiet w
wieku 21-25 lat, i mężczyzn w tym samym wieku. Aby
to może bardziej wieloaspektowo przedstawić, można by
powiedzieć: w serwisie randki.pl: mężczyzna szukający
kobiety ze zdjęciami znajdzie: 980 kobiet w wieku 15-20,
1049 w wieku 21-25, 759 w wieku 26-30, już nacznie mniej,
bo 458 w wieku 31-35, 302 w wieku 36-40, 212 w wieku 41-45,
271 w wieku 46-50, 205 w wieku 51-55 i zaledwie 93 w wieku
56-60. Kobieta szukająca mężczyzny będzie miała za każdym
razem więcej towaru do przebrania: 1535 w wieku 15-20, 2775
w wieku 21-25, 2261 w wieku 26-30, 1304 w wieku 31-35, 732 w
wieku 36-40, 462 w wieku 41-45, 314 w wieku 46-50, 188 w
wieku 51-55, a wreszcie 100 w wieku 56-60. Ale tak naprawdę
to nieistotne. Liczy się ten bezmiar twarzy i profili, opisów
itd. Przeglądanie tych katalogów zajmuje długie godziny.
Wybierania, przymierzania, dobierania.
Po
trzecie: już z tego zbioru faktów wyłania się obraz
wielkiego komunikacyjnego kotła, w którym, niczym w największym
supermarkecie seksu, podobania się, przyjaźni, miłości,
podglądactwa, perwersji można – bo jest to
niewyczerpywalne i wiecznie odnawialne źródło – miliony
okazji.
Po
czwarte: główną cechą działania jest tu nie tyle
znajdowanie, co odrzucania; ludzie idą na przemiał: za duży,
za chudy, za brzydki, za głupi, za wstydliwy, za poważny,
za biedny, za bezczelny, za skromny, za...
Po piąte: zaskakującym wątkiem (takich
zaskoczeń należy się zresztą spodziewać podczas badania
znacznie więcej) jest to, co odkryłem zupełnie
przypadkiem, przeskakując z profilu na profili młodych
kobiet – które określają się mianem “les”
(lesbijek) i deklarują takie preferencje seksualne
(“szukam miłej kobiety do wspólnej zabawy. mężczyźni,
nie wysilajcie się i tak nie odpowiem!”). Jest ich
rzeczywiście wiele – większość zresztą deklaruje się
jednocześnie jako katoliczki, co też stanowi osobny,
ciekawy wątek.
Bardzo
dużo w każdym z tych portali znajdziemy informacji o
prywatności, ogłaszających się tu osób: wygląd,
wzrost, zawód, ulubione filmy, książki, muzyka, stosunek
do dzieci, zwierząt, różnych form seksu (jak się rzekło),
preferowane sporty itp., itd. Wskazują niewątpliwie na to
samo, na co wskazują programy typu Big Brother, na obniżenie
progu wstydliwości. Wystawia się na sprzedaż swoje
gusty, wakacje, cechy charakteru, preferencje seksualne,
swoja prywatność.
Oczywiście
Internet jest kopalnią genialnych wprost przykładów, więc
żeby w nich nie utonąć, przerywam na samym początku.
Rzeczywistość wrażliwej i romantycznej miłości, którą
sugeruje wspominany romans, intymnego spotkania – jak widać
– skrzeczy. Prawda jest brutalna, walka o uwagę, o
odbiorcę jest bezlitosna i brutalna; ten, kto nie zna
wszystkich sztuczek, będzie cierpiał z powodu nie zauważenia.
W tym kontekście jaśniej jawi się rola książki Wiśniewskiego,
który mitologizuje i ulirycznia miłość w Internecie; z
przebierania w supermarkecie ludzi-gadgetów, służących
zabawie i rozrywce, czyni sztampową, ale za to
uspokajającą wersję koniecznego – bo zapisanego w
gwiazdach – spotkania zagubionych internautów. Taka wizja
miłości ma więc funkcję pocieszającą. Ideologia
pocieszenia, jakby powiedział Umberto Eco, to obowiązek
pisarza popularnego.
Fałszywa
świadomość społeczeństwa karmionego mitami
konsumpcyjnymi prowadzi nas do rozpoznania prawdziwych
bohaterów “Samotności w sieci”: samotni konsumenci w
pogoni za idealnym partnerem do udanego związku-transakcji,
wierzący, że to oni właśnie osiągają szczęście w
technologicznym raju. Co ciekawe już 50 lat temu powstał
doskonały opis takiego człowieka; Polacy – po prostu (to
moja główna teza) – dopiero dziś zaczynają pełną gębą
żyć według tego modelu. Tak ponad 50 lat temu opisywał
– wtedy – nowego człowieka Erich Fromm w swojej książce
“O sztuce miłości”:
“Nowoczesny
człowiek przekształcił się w towar; traktuje swoją
energię życiową jak inwestycję, która powinna mu
przynieść maksymalny zysk, stosowny do jego pozycji i
sytuacji na ludzkim rynku. Człowiek taki jest wyobcowany od
samego siebie, od swoich bliźnich i od natury. Jego głównym
celem jest korzystna wymiana swoich zdolności, wiedzy i
samego siebie, swego <<osobowego pakietu>>, z
innymi, którzy w równej mierze są nastawieni na uczciwą
i korzystną wymianę. Jedynym celem życia jest ruch, jedyną
zasadą – zasada uczciwej wymiany, jedynym zadowoleniem
– konsumpcja” (118-119)
Ciekawe,
że w kilkadziesiąt lat po Zachodzie ćwiczymy, już w zupełnie
innej konstelacji globalnego porządku, ten sam schemat z
ochotą i pewnym przekonaniem, głosząc – jak Janusz L.
Wiśniewski w “Samotności w sieci” - cuda miłości
nowego wspaniałego technicznego raju.
Co z tego wynika? Oto moje tezy końcowe:
1.
Współczena wizja polskiej miłości czepie żywotne
soki z konsumpcjonizmu w większym stopniu niż to się
powszechnie zauważa.
2.
Towarzyszy temu rozwój innej miłości, która
– w związku i wzajemnym wpływie z wizjami związków międzyludzkich
– powszechnieje to miłość do kapitalizmu i
konsumpcjonistycznego stylu życia.
3.
Janusz L. Wiśniewski, autor “Samotności w
sieci”, stanowią ciekawy przykład związku między fałszywą
świadomością pisarza i takąż świadomością odbiorców.
4.
Wiśniewski uświadamia nam też pewien
paradoks kultury masowej, z którego czerpie ona niemało
swej siły oddziaływania: im bardziej skrajnie naiwny jest
przekaz, tym jego siła zda się bardziej pociągająca i
skuteczna.
5.
Między oficjalną wersją świadomości społecznej,
a jej realnymi, osobniczymi wymiarami istnieje zasadnicza
wyraźna różnica. Życie jest gdzie indziej. Katolickie
lesbijki są tego wieloznacznym, ale jednak oczywistym świadectwem.
6.
Sensowniejszy kształt zasady Kerckhove'a byłby
taki: rolą artysty wobec nowego medium jest takie
zmniejszanie dystansu między techniką a psychiką, aby nie
służyć przy tym kształtowaniu głęboko fałszywej świadomości.
7.
Na koniec: współcześni Polacy, uwolnieni od
podstawowej uciążliwości dnia codziennego, coraz bardziej
marzą o wyidealizowanej miłości romantycznej i coraz
bardziej się od niej oddalają w sferę konsumpcji,
emocjonalnego kanibalizmu, który pozostawia po sobie
niesprzątnięte resztki miłosnego gruzu.
Ale
chyba nie muszę o tym przypominać: AMOR OMNIA VINCIT.
|